sobota, 20 czerwca 2015

browar, mortal i mario kart

Na początek: cieszy mnie spora aktywność po zapowiedzeniu konkursu na najlepszy komentarz. Tych pojawiło się 3 (słownie "trzy") i tylko dwa pochodziły od mojej rodziny. Trzeci zafundowała narzeczona, która rodziną nie jest, co mnie niezwykle cieszy (że skomentowała, nie, że nie jest rodziną). Oczywiście nagroda jest, trafi do rąk Kuby, który uroczo wyraził swą miłość do ostrego żarcia. Urzekło mnie to na tyle, że przyznaję mu jeden losowy spam z mojej NERDpółki, a dokładniej wybraną przeze mnie grę PC. Pewno będzie to jakiś RPG, bośmy razem w Baldura za bajtla grali. Przyjedziesz, wybierzesz.

A teraz do rzeczy. Jako, że ostatnio same obowiązki (jeżdżenie po weselach i wiejskich festynach w roli osoby towarzyszącej) to i zrelaksować się czasami wypada. Akurat wypadliśmy sobie raz i drugi na kilka piw z moją lepszą połówką do Cybermachiny (za tydzień jej pierwsze urodziny) i zakochaliśmy się.

Cybermachina to jeden z wielu powstałych w naszym kraju "gejmpabów". Miejsce, gdzie pograsz na konsolach różnych generacji, oldschoolowym sprzęcie czy całkowicie offline - w jedną z wielu planszówek. W którym walniesz kilka piw, drinka, zjesz czipsy podczas prowadzenia sesji RPG czy pogadasz z barmanem o nowym Mortalu. Starzy gracze zamieniają się padami z amatorami, fani różnych platform piją przy jednym stole, staroszkolni eRPeGowcy kłócą z każualami. Klimat przyjemny, cenowo przyjemnie (do 18 piwo za piątkę), obsługa miła, gier dużo. Ale ja nie o tym. Co tak naprawdę sprawiło, że pokochałem to miejsce? Hmmm. Często używa się w odniesieniu do gamingu określenia: "gra w grze". Mnie Cybermachina urzekła masą "gry... poza grą".

Już wyjaśniam. Jasne, że zawsze kiedy tam wpadam to popykam w Mortala, pościgam się w Mario Kart, pobawię ze znajomymi przy jakiejś planszówce. Ale to mam też w domu. I piwo taniej w Lidlu kupię, Argusy są na promo już prawie rok. Nie chodzi o samą możliwość wyjścia na miasto i pogrania przy browarze, bo na miasto się wychodzi, by od konsoli się oderwać i relacje społeczne rozszerzyć do czegoś więcej, niż wyzywanie matek przy kolejnym X-Rayu. Więc czemu tak pokochałem Cybermachinę?

Ano kiedy odchodzisz od konsoli, nadal masz wrażenie że grasz. Że jesteś w grze. Plakaty na ścianach są odniesieniami do wielu świetnych tytułów, informacje o cenach czy godzinach turniejów zapisane są czcionkami z LOLa czy GOTHICa, 8bitowa stylistyka wrzuca nas w czasy dzieciństwa i zmusza do pytania się w myślach: "w której grze widziałem tak zaprojektowany klocek". Nazwy drinków nie tylko same w sobie okazują się smaczkami rozpoznawalnymi głównie przez nasze, wychowane na gównianym anime z Polonii i Amidze pokolenie, ale są też kompatybilne z tym, co w szklance. Na przykład Bulbasaur to coś niebiesko-zielonego itp.

To dlatego z chęcią siedzę tam, kupuję piwa, gadam z kumplami i narzeczoną. Gdzie nie spojrzę mam wrażenie, że właściciele grają ze mną w jakieś podchody. Zostawiają mnóstwo tropów a nagroda jest cenniejsza niż jakiekolwiek punkty, promocje czy zniżki - to satysfakcja. Że coś wiesz, że rozpoznajesz, że nie jest ci obce.

Brawo. Ze zwykłej knajpy, ze zwykłego konceptu "picia i grania jednocześnie", z prostego na pozór połączenia tych dwóch aktywności (a przy tym skazanego na sukces) udało wykrzesać się jeszcze więcej. Gdyby wypieprzono te wszystkie konsole i zaniesiono je do jakiejkolwiek innej knajpy, to pewnie dalej Cybermachina byłaby najlepszą knajpą dla NERDów. Bo bycie graczem to nie tylko granie. To styl życia. Pewien rodzaj miłości do zabawy ze światem, wszelakiej eksploracji i brak wstydu za to ciągle śmiejące się w naszych serduszkach wewnętrzne dziecko!

czwartek, 4 czerwca 2015

Tekst o tym, czego nie ma

Gdzieś tam jesteście. Mówię o Was, czytelnicy. Feedback może póki co jest na "słowo honoru", hajs z prowadzenia bloga przez Waszą małą aktywność dalej nie daje się liczyć w milionach, ale wierzę, że gdzieś tam w ciemnej materii internetów jesteście. Ostatnio ktoś mi powiedział, żebym pisał, bo spoko się to czyta, więc macie, co chcieliście.

Po obejrzeniu "Mad Maxa" i (prawie - dajcie mi kilka godzin) ukończeniu "Mass Effecta" stwierdziłem, że marzenia jednak czasami się spełniają. Te dwa tytuły skłoniły mnie do napisania o tym, na jakie filmy chcę zabrać swoją kobietę a jednocześnie, jakich filmów nie nakręcono. Mam nadzieję - "jeszcze". Oto spis dziesięciu tytułów, których brak jest policzkiem dla całej kinematografii.

I jak zwykle - a wiem, ze to kochacie - pokazuję swój kunszt w pajncie i fotoskejpie. Patrzcie i płaczcie. Drukujcie, wieszajcie na ścianach, pokazujcie matkom i córkom.

MIEJSCE 10
Historia Ryszarda Milczewskiego-Bruno, co to się utopił w jeziorze.

Często słyszy się, że czyjeś życie to gotowy scenariusz. Rzadko to prawda. O Milczewskim, świetnym poecie i pewnie niezwykłym idiocie (mówię to z sympatią), napisałem pracę licencjacką. Żeby się do niej przygotować, przebrnąłem przez poezję i prozę owego jegomościa. Tym, co zrobiło na mnie piorunujące wrażenie były jednak listy. Szczere, nie przygotowane do publikacji, pisane w czasach, w których zastępowały SMSy. Tak więc Bruno pisał, że hajs mu się nie zgadza, bo pochlał, ale rozumiesz kochanie, że trzeba było, więc doślij. Przeprasza, ze miał wrócić wczoraj, a jest w Pradze i wyjaśnia, że lepiej nie pytać co tam robi. Mówi, ze kocha i tęskni a parę linijek potem przeprasza, że zapił. Wyśmiewa wydawców w listach do kumpli, opowiada, że stracił dwa zęby bo się z kimś pobił. Z listów właśnie wyłania się obraz wrażliwego, nieprzystosowanego gościa, który próbuje odnaleźć się w mało wrażliwym świecie. Dużo piwa, dużo podróży. Aż się prosi o kameralne kino z gitarką w tle.

MIEJSCE 9
Star Wars S01E07, czyli gwiezdny serial

Czyli wracamy do popkultury. Gwiezdna saga ujęta w ramy serialu, rządząca się innymi prawami niż kinowe widowisko. Mogłoby być bardziej kameralnie. Pomyślcie, jak świetne byłoby oddawanie wszystkich tych politycznych zagrywek, gdyby poświęcić temu odpowiednią ilość czasu. Albo osadzić akcję na Korriban. Lub zekranizować ciężkie życie łowcy nagród. Świat "Gwiezdnych Wojen" jest niezwykle chłonny a jednocześnie posiada tyle białych plam (mówię tu o kinematografii) które można zamalować. I nie chcę kolejnej animacji. Chcę dobrego, aktorskiego, kameralnego spektaklu. Nie na skalę filmowych starszych braci. Chcę czegoś, jak "Daredevil" robiący swoje w cieniu nowych "Avengers".

MIEJSCE 8
Dobry Volverine, który jest smutny

Tu krótka piłka. Nie spie****cie po prostu kolejnego filmu. Jeśli będzie. A pewnie nie. Chciałbym zobaczyć dojrzałą historię cynicznego mutanta, który przez swą nieśmiertelność zmaga się z niemożnością zaangażowania się w jakąkolwiek relację a jego największym ograniczeniem jest pozorny brak ograniczeń. Chcę tam znów widzieć Jackmana, chcę dobrych efektów, chcę połączenia dramatu superbohatera z kozackimi łanlajnerami.

MIEJSCE 7
Hitman, który nie strzela

Tak. "Hitman". Nie chcę filmu akcji z łysym kmiotem o wytatuowanym karku, nie chcę wybuchających samochodów po strzale ze snajperki, nie chcę scen walki. Chcę cichego zabójcę, chcę cień w zaułku, chcę kameleona. Cynicznego zabójcę o jednej twarzy. Czemu nikt tego dotychczas nie zrobił dobrze? Aż się prosi. Ze swoim brakiem emocji i kamienną twarzą to póki co jedna z najbardziej charyzmatycznych i rozpoznawalnych postaci w świecie gier. Jak można w filmie o 47 umieszczać pościgi, wybuchy, strzelaniny. Dajcie mi film o Hitmanie, w którym pada jeden strzał a całość kręci się wokół przygotowania nań. Pokażcie, że coś idzie nie tak i zmuście 47 do improwizacji, w której jest dobry, a której nie lubi. Zabawcie się tą postacią, ale jej nie zgwałćcie.

MIEJSCE 6
Coś soulsowego, czyli nie wiem co

Pomysł ten naszedł mnie, gdy wpisałem w goglach hasło: "film w klimatach soulsów" i wyskoczyło mi jedno wielkie "Gie". Naprawdę, nie ma póki co filmu z ciężkim, niezrozumiałym od razu światem. Spokojnym, cichym a przez to przerażającym. Nie ma historii opartej na enigmie. Nie ma konkretnego dark fantasy. Może "Berserk" albo jakie inne anime, ale kultura zachodu zupełnie sobie z takimi klimatami nie radzi. A szkoda. "Silent Hill" pokazał, że można zrobić film, którego głównym bohaterem jest klimat. Wystarczy chcieć.

MIEJSCE 5
Ekranizacja "Mass Effect", czyli młodszy brat gwiezdnych gigantów

Jak możliwe, że tego jeszcze nie ma? Że nikt o tym nie pomyślał. Świat "ME" jest tematem nie wyeksploatowanym, posiada wielu fanów, pewnie jeszcze więcej fanatyków. To teren samopiszących się historii i świetnych postaci, które można by otulić dziesiątkami wątków. "Star Trek" i "Star Wars" pokazały, że kochamy kosmiczne opery mydlane. Chcę... nie, żądam, aby ten film powstał!

MIEJSCE 4.
Lara, Indy lub inny Drake, czyli przygoda w starym stylu

Pamiętacie Indianę? Tego z pierwszych trzech filmów? Tego przed paskudnym, bolesnym gwałtem w ciasnej i ciemnej uliczce współczesnego kina rozrywkowego? Chciałbym powtórki z rozrywki (mowa o filmie, nie o gwałtach... byłem młody, potrzebowałem pieniędzy...). Cały świat chce. Spójrzcie na nową Larę (grę), spójrzcie na Drake'a z Play Station. Świat pożąda poszukiwaczy skarbów, dżungli, charyzmatycznych badaczy przeszłości. Chcę filmu z wyrazistym bohaterem, świetnym rozrywkowym scenariuszem i egzotycznym klimatem. Niewiele, prawda? P.S. Do dziś się dziwię, jak można było spieprzyć ekranizację przygód Lary...

INDY CROFT

MIEJSCE 3
Animowany Geralt, czyli na potęgę posępnego Riva

Jak mawiał mój szef, gdy jeszcze robiłem w branży promo (nie mylić z branżą porno): "Pomyśl o możliwościach!". Kreskówka z Geraltem. Nie animacja komputerowa, nie film, ale utrzymana w oldschoolowym klimacie kreskówka. Jak "He-man". Albo "Conan" z tą ich randomową kolorystyką. Jak coś z lat 80tych. Troszkę parodii, ale nie polegającej na ośmieszeniu pewnych klisz, tylko na wtłoczeniu w nie czegoś, co doń nie pasuje. Powrót do nostalgii z czymś świeżym w ręku. Ja bym oglądał i się jarał jak dziecko.

HE-MAN Z RIVII
MIEJSCE 2
Atomowy Duke, czyli książę, który był królem

Ten film nie mógłby być zwykłą historią. Historia w tym filmie w ogóle musiałaby zejść na dalszy plan. A i jej istnienie nie byłoby konieczne. Ten film powinien stać się hołdem pewnej wizji mężczyzny. Twardego, nieustępliwego, przepakowanego testosteronem. Duke to twardy szowinista, który nie widzi w kobietach niczego innego, niż biust a niewieście usta powinny w jego opinii służyć do wielu rzeczy, choć żadną z nich nie byłoby werbalizowanie myśli. Właśnie dlatego aby ten projekt mógł zaistnieć, musiałby przejść niezauważony przez cenzurę (tak moi mili, dziś też mamy do czynienia z cenzurą a nazwa jej "dobry smak" lub "kultura wysoka") i wykorzystać taki myk deweloperski, z którego skorzystało choćby "Kung Fury". Myślę, że mogłoby się udać...

Jak myślisz. Wystrzeliłem miliard, czy pierdyliard kul?

MIEJSCE 1
Mortal Kombat, czyli dajcie mi tego wincyj

Gra zasłużenie powstała z martwych, miliony ludzi kłóci się o to, czy Sub, czy Scorpion. To idealne warunki dla filmu z prawdziwego zdarzenia. Mój wymarzony Mortal powinien być krwawy, powinien być oszczędny w słowa, powinien posiadać masę "oczek", "sikretów", odniesień. Powinien oprzeć swój charakter na starciach, korzystać z tego, na czym wypłynęła gra -  dynamika, przystępność i flaki. Nie chcę historii. Nie chcę twistów fabularnych. Chcę świetnej choreografii, posoki, odniesień i łapiącego za jaja klimatu.

Miałem to w Story Mode na konsoli. Chcę to w kinie.

Di Caprio Win
I to tyle. Kocham współczesność za intertekstualność, za eksplorowanie na szeroką skalę dopiero od niedawna świata gier, komiksów, za zabawę konwencją i za brak lęku, że coś jest głupie lub się nie przyjmie. Jak napisał na swoim blogu mój dobry znajomy (także z rejonów pozainternetowych) Popkulturowy Serge, kultura nie dzieli się na wysoką i niską, tylko na twory dobre i złe. Wierzę, że dobrze ukazane fatality czy kolejne Heroic Fantasy może dać więcej szczęścia, niż galon piwa i micha Tacos z serowym sosem.

A jaka jest wasza lista? Może zgadzacie się ze mną co do tytułów, ale już nie kolejności? Czekam na komenty! Tu lub na fejsie.

Pamiętajcie, że wszystko co robię, robię dla was. W suprajsie (jajeczko po prawej) film, który powstał, a na który czekałem, nie wiedząc, że czekam. :*