Na początek: cieszy mnie spora aktywność po zapowiedzeniu konkursu na najlepszy komentarz. Tych pojawiło się 3 (słownie "trzy") i tylko dwa pochodziły od mojej rodziny. Trzeci zafundowała narzeczona, która rodziną nie jest, co mnie niezwykle cieszy (że skomentowała, nie, że nie jest rodziną). Oczywiście nagroda jest, trafi do rąk Kuby, który uroczo wyraził swą miłość do ostrego żarcia. Urzekło mnie to na tyle, że przyznaję mu jeden losowy spam z mojej NERDpółki, a dokładniej wybraną przeze mnie grę PC. Pewno będzie to jakiś RPG, bośmy razem w Baldura za bajtla grali. Przyjedziesz, wybierzesz.
A teraz do rzeczy. Jako, że ostatnio same obowiązki (jeżdżenie po weselach i wiejskich festynach w roli osoby towarzyszącej) to i zrelaksować się czasami wypada. Akurat wypadliśmy sobie raz i drugi na kilka piw z moją lepszą połówką do Cybermachiny (za tydzień jej pierwsze urodziny) i zakochaliśmy się.
Cybermachina to jeden z wielu powstałych w naszym kraju "gejmpabów". Miejsce, gdzie pograsz na konsolach różnych generacji, oldschoolowym sprzęcie czy całkowicie offline - w jedną z wielu planszówek. W którym walniesz kilka piw, drinka, zjesz czipsy podczas prowadzenia sesji RPG czy pogadasz z barmanem o nowym Mortalu. Starzy gracze zamieniają się padami z amatorami, fani różnych platform piją przy jednym stole, staroszkolni eRPeGowcy kłócą z każualami. Klimat przyjemny, cenowo przyjemnie (do 18 piwo za piątkę), obsługa miła, gier dużo. Ale ja nie o tym. Co tak naprawdę sprawiło, że pokochałem to miejsce? Hmmm. Często używa się w odniesieniu do gamingu określenia: "gra w grze". Mnie Cybermachina urzekła masą "gry... poza grą".
Cybermachina to jeden z wielu powstałych w naszym kraju "gejmpabów". Miejsce, gdzie pograsz na konsolach różnych generacji, oldschoolowym sprzęcie czy całkowicie offline - w jedną z wielu planszówek. W którym walniesz kilka piw, drinka, zjesz czipsy podczas prowadzenia sesji RPG czy pogadasz z barmanem o nowym Mortalu. Starzy gracze zamieniają się padami z amatorami, fani różnych platform piją przy jednym stole, staroszkolni eRPeGowcy kłócą z każualami. Klimat przyjemny, cenowo przyjemnie (do 18 piwo za piątkę), obsługa miła, gier dużo. Ale ja nie o tym. Co tak naprawdę sprawiło, że pokochałem to miejsce? Hmmm. Często używa się w odniesieniu do gamingu określenia: "gra w grze". Mnie Cybermachina urzekła masą "gry... poza grą".
Już wyjaśniam. Jasne, że zawsze kiedy tam wpadam to popykam w Mortala, pościgam się w Mario Kart, pobawię ze znajomymi przy jakiejś planszówce. Ale to mam też w domu. I piwo taniej w Lidlu kupię, Argusy są na promo już prawie rok. Nie chodzi o samą możliwość wyjścia na miasto i pogrania przy browarze, bo na miasto się wychodzi, by od konsoli się oderwać i relacje społeczne rozszerzyć do czegoś więcej, niż wyzywanie matek przy kolejnym X-Rayu. Więc czemu tak pokochałem Cybermachinę?
Ano kiedy odchodzisz od konsoli, nadal masz wrażenie że grasz. Że jesteś w grze. Plakaty na ścianach są odniesieniami do wielu świetnych tytułów, informacje o cenach czy godzinach turniejów zapisane są czcionkami z LOLa czy GOTHICa, 8bitowa stylistyka wrzuca nas w czasy dzieciństwa i zmusza do pytania się w myślach: "w której grze widziałem tak zaprojektowany klocek". Nazwy drinków nie tylko same w sobie okazują się smaczkami rozpoznawalnymi głównie przez nasze, wychowane na gównianym anime z Polonii i Amidze pokolenie, ale są też kompatybilne z tym, co w szklance. Na przykład Bulbasaur to coś niebiesko-zielonego itp.
To dlatego z chęcią siedzę tam, kupuję piwa, gadam z kumplami i narzeczoną. Gdzie nie spojrzę mam wrażenie, że właściciele grają ze mną w jakieś podchody. Zostawiają mnóstwo tropów a nagroda jest cenniejsza niż jakiekolwiek punkty, promocje czy zniżki - to satysfakcja. Że coś wiesz, że rozpoznajesz, że nie jest ci obce.
Brawo. Ze zwykłej knajpy, ze zwykłego konceptu "picia i grania jednocześnie", z prostego na pozór połączenia tych dwóch aktywności (a przy tym skazanego na sukces) udało wykrzesać się jeszcze więcej. Gdyby wypieprzono te wszystkie konsole i zaniesiono je do jakiejkolwiek innej knajpy, to pewnie dalej Cybermachina byłaby najlepszą knajpą dla NERDów. Bo bycie graczem to nie tylko granie. To styl życia. Pewien rodzaj miłości do zabawy ze światem, wszelakiej eksploracji i brak wstydu za to ciągle śmiejące się w naszych serduszkach wewnętrzne dziecko!
To dlatego z chęcią siedzę tam, kupuję piwa, gadam z kumplami i narzeczoną. Gdzie nie spojrzę mam wrażenie, że właściciele grają ze mną w jakieś podchody. Zostawiają mnóstwo tropów a nagroda jest cenniejsza niż jakiekolwiek punkty, promocje czy zniżki - to satysfakcja. Że coś wiesz, że rozpoznajesz, że nie jest ci obce.
Brawo. Ze zwykłej knajpy, ze zwykłego konceptu "picia i grania jednocześnie", z prostego na pozór połączenia tych dwóch aktywności (a przy tym skazanego na sukces) udało wykrzesać się jeszcze więcej. Gdyby wypieprzono te wszystkie konsole i zaniesiono je do jakiejkolwiek innej knajpy, to pewnie dalej Cybermachina byłaby najlepszą knajpą dla NERDów. Bo bycie graczem to nie tylko granie. To styl życia. Pewien rodzaj miłości do zabawy ze światem, wszelakiej eksploracji i brak wstydu za to ciągle śmiejące się w naszych serduszkach wewnętrzne dziecko!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz