niedziela, 10 maja 2015

miasto Star Wars, steampunka i smoków

Znawcą tematu nie jestem - na konwenty nie jeździłem nigdy. Zawsze chciałem, ale a to klasówka z matmy, a to mama nie puści. Później dorosłem, lecz problemów nie ubyło - praca weekendowa, zarobki na saksach, hajs, który raczej się nie zgadza, niż zgadza... Druga edycja jednodniowego konwentu SMOKON, która odbyła się w Artrtece, była moim pierwszym doświadczeniem tego typu (pomijam relacje z wszelakich PYRKONÓW, oglądane na jutabach) i już wiem, że na pewno nie ostatnim.

11.00.
Ustawiam się z Sergem na Rajskiej. Serge się spóźnia, ale przywykłem. Udajemy się do wejścia od strony Szujskiego, chwilę ględzimy o sprawach nieważnych dla świata, ale dla nerdowskiej braci jak najbardziej, po czym wchodzimy. Pierwsze miłe zaskoczenie - mimo że konwent jedniodniowy, to organizacja jak najbardziej poważna. Każdy dostaje identyfikator (nawet uczestnicy), zestaw materiałów reklamowych (gifty zawsze cieszą), program i prezent - najnowszy numer "CD Action" lub "Fantasy Komiks". Bardzo miło, wielki szacunek. Organizatorzy wiedzą jak przyciągnąć żądnych wrażeń poszukiwaczy popkulturowej przygody - za rok na pewno też się pojawię.

11.30
Można wchodzić do środka. Wita nas szturmowiec w pełnym rynsztunku. Takie widoki zawsze w cenie, zawsze chciałem mieć w mieszkaniu naturalnych rozmiarów stormtroopera. Cóż, dziewczyna, hajs, życie i te sprawy... Ale jakaś tam namiastka to była na pewno. W ogóle ten konwent upłynął pod znakiem "Gwiezdnych Wojen" i steampunku. Cosplay (bardzo dobry IMO) kręcił się głównie wokół tych motywów. Trochę się posnuliśmy, pooglądaliśmy towar u wystawców, pogrzebaliśmy w kieszeniach żeby stwierdzić, iż pieniędzy jak zwykle za mało i trzeba obejść się ze smakiem jeśłi chodzi o zakupy, po czym udaliśmy się na prelekcje.

12.00 - 15.00

Prelekcji było sporo.RPG, seriale, filmy, fantasy... ogólnie teo wszystko, co kręci dużych chłopców i pokręcone dziewczynki. Ja (podobnie jak Serge zresztą) trafiłem na prelekcję prowadzoną przez Alkerna na temat historii i filozofii Sithów (dowiedziałem się naprawdę mnóstwa ciekawych rzeczy). Godzinę później oglądałem w akcji Łukasza Malinowskiego, który charyzmatycznie opowiadał o szaleństwie u wikingów (tam zresztą wygrałem audiobook jego powieści. Dzięki Łukasz!). Od 14.00 do 15.00 Maciej Pitala i Simon Zack opowiadali o historii studia Ghibli uświadamiając mi, że w De byłem i Gie widziałem. Paneli było więcej oczywiście, ale siły i czas nie pozwoliły na rozkoszowanie się każdym poletkiem na nerdowej mapie świata. Serge udał się jeść, ja udałem się na miasto. Ustawiliśmy się przed piątą.

17.00

Oprócz prelekcji udało nam się trafić też na panel dyskusyjny o motywach postapo w popkulturze. Mądrze o kreacji świata wypowiadał się m.in. niezbyt przeze mnie kochany, ale kompetentny jeśli chodzi o upadki światów Pilipiuk. W ogóle cała rozmowa okazała się niezwykle inspirująca i kręciła się wokół "Mad Maxa", "Fallouta", roku 2012 ale też dotykała tzw. małych apokalips, o których słyszał każdy z nas i które można obserwować w wieczornych wiadomościach.



Nie samymi prelekcjami jednak człowiek żyje. Sporą atrakcją było same włóczenie się po Artetece, gdzie na każdym kroku czekało coś miłego. Można było poczytać komiksy, pograć w planszówki i karcianki, poślinić na widok dóbr u wystawców, popodziwiać świetnych cosplayerów. Wiadomo, że choć duch ochoczy, ciało słabe, więc w podziemiach czekała na każdego kawa lub piwo. Niestety to drugie w zabójczych cenach.

Czy polecam Smokona? Zdecydowanie. Profesjonalna organizacja, przemyślane i ciekawe prelekcje, konkretni goście i cała ta otoczka w postaci fenomenalnych ludzi, grających, czytających czy rozprawiających z podekscytowaniem dlaczego Luke Skywalker był gejem sprawiły, że na chwilę poczułem się jak w innym świecie zapominając o gęstym od smogu Krakowie, majaczącym za oknem.




Po Smokonie udaliśmy się z Sergem do mnie, by już na spokojnie obgadać co nas w tym malutkim konwencie urzekło, powspominać stare komputery, gry, któych nie pamiętaja najdawniejsi Indianie i poalkoholizować się ciut.

Poniżej zbiór giftów, jakie udało mi się dorwać (w tym absolutnie kozackie przypinki. Moja z księciem, mojej przyszłej żony z Rocket Racoon), wygrany audiobook i cała masa podarków. Dziękuję, Smokonie. Plakietka jest dowodem, że jeżeli na mieście dzieje się coś ciekawego, Cham Kulturowy wyruszy ze swej jaskini, by was o tym, nerdowska braci, poinformować.

Czytajcie, kochajcie, komentujcie.




2 komentarze:

  1. Po relacji widzę, że było ciekawie. Szkoda, że nie byłam:/ Może czerwcu uda się pojechać na Dni Fantastyki do Wrocławia:):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń